Wyprawa samotnego wilka - Namibia

15 kwietnia 2023, 15:52

Postanowiłem wyjechać gdzieś, gdzie poczuję wolność i doznam czegoś nowego. Zazwyczaj pociągają mnie kraje Azji i jej tętniące życiem metropolie. Tym razem jednak wybór padł na Namibię. Cały kraj ma podobną liczbę mieszkańców co Warszawa, czyli około 2 miliony, a sama powierzchnia Namibii jest prawie trzykrotnie większa od Polski. Na przełomie XIX i XX wieku Namibia była niemiecką kolonią pod nazwą Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia. W 90% Namibia jest krajem chrześcijańskim i obecnie najbezpieczniejszym miejscem w Afryce. Co do gęstości zaludnienia to tylko mniej ma Mongolia i jest przed Namibia biorąc pod uwagę liczbę ludzi na 1/km2. Zapowiadał się, więc bardzo interesujący wyjazd.
Wyprawa samotnego wilka - Namibia

Dzień I

Lotnisko w Windhuk - Kalahari Anib Lodge (322km)

Szybka obsługa na lotnisku, wymiana USD na lokalna walutę i nadszedł czas wynająć samochód. Wcześniej zarezerwowany samochód okazał się nowym Fordem model Ranger z napędem 4x4, który przez następne dni miał być dla mnie drugim domem. Pierwszym punktem były zakupy przed dalsza podróżą; szczęśliwym trafem pierwszy napotkany sklep, gdzie zrobiłem zakupy na dalsza drogę, był zaopatrzony we wszystko. Najważniejszy prowiant to woda, przekąski z suszonego mięsa biltong oraz.... lokalne piwo, które miało być towarzyszem moich samotnych wieczorów na krańcu świata. Trasa do pierwszego miejsca noclegowego przebiegała bardzo dobrą drogą i jak się potem okazało, jedną z nielicznych podczas mojej podróży. Pierwszy nocleg był w lodgy położonej w kotlinie Kalahari (niektórzy twierdzą, że to pustynia). Przed zachodem słońca dojechałem na miejsce i udałem się na piesze safari. Jednak, że była zima i słońce zachodziło już około godziny 18.00, szybko zaczęło się ściemniać, a temperatura gwałtownie spadać. W nocy temperatura spadla do 5 stopni i była to najzimniejsza noc podczas mojej całej wyprawy.


Dzień II

Kalahari Anib Lodge - Sossus Dune Lodge, Sossusvlei (361km)

Po śniadaniu trzeba było wyruszyć w dalszą drogę. Po dobrych radach doświadczonych kolegów samochód tankowałem za każdym razem jak tylko widziałem stację benzynową, a wskazówka w zbiorniku pokazywała minimum połowę. Przez kilkadziesiąt km miałem kontynuacje dobrej drogi asfaltowej, która w pewnym momencie zamieniła się na bardzo szeroką i pustą żwirówkę. Tego dnia zrozumiałem, co to są puste drogi, przeogromne przestrzenie i zmienne krajobrazy. W porze obiadu dojechałem na miejsce mojego kolejnego noclegu. Lodge znajdowała się na terenie Parku Narodowego Namib - Naukluft. Park ten jest jednym z największych obszarów chronionych na świecie. Największą atrakcja tego miejsca są wydmy, które dochodzą nawet do długości 50km. Punktem kulminacyjnym dnia była wyprawa na jedną z wydm i oglądanie zachodu słońca. To właśnie tutaj pierwsze lokalne piwo smakowało najlepiej. Jak się później okazało to nie był koniec niespodzianek, jakie na mnie tego dnia czekały. Okazało się, że z tarasu mojej willi w nocy rozpościerał się tak przepiękny widok na niebo pełne gwiazd, że nigdy podczas swoich podroży takiego widoku nie widziałem w żadnym innym miejscu na świecie.


Dzień III

Sossus Dune Lodge, Sossusvlei - Swakopmund (350km)

Atrakcją w Sossusvlei również jest oglądanie wschodu słońca na wydmach wiec postanowiłem wstać o 5 rano i udać się ponad 40 km, aby tego doświadczyć. Ponieważ posiadałem samochód 4x4 pozwolono mi wjechać na teren Parku Narodowego, aż do Deadvlei (martwe bagno). Zanim słońce wyszło trzeba było się ciepło ubrać, bo temperatura nie była przyjemna; widoki i światło do zdjęć zrekompensowały chłód. To właśnie w tym miejscu nie doceniłem natury i samochód pierwszy raz zakopał się jak mała zabawka w bardzo puszystym piasku... Gdyby nie pomoc przypadkowo spotkanych osób, miałbym wielkie kłopoty z wydostaniem się. Po wielkiej sesji zdjęciowej wróciłem do lodgy na śniadanie i potem ruszyłem w dalszą drogę. Standard drogi był wciąż ten sam, czyli z przygodami, a krajobrazy przepiękne. Mijalem najróżniejsze zwierzęta. W Swakopmund czekał na mnie najlepszy w tym miejscu hotel Strand i jak się później okazało to był jedyny hotel o tak wysokim standardzie podczas mojej wyprawy. Sama miejscowość jest ciekawie położona nad morzem i jest przykładem niemieckiej architektury kolonialnej. Wisienką na torcie tego dnia była przepięknie zorganizowana kolacja specjalnie dla mnie. W księżycowej scenerii, przy setkach zapalonych lampionów, szef kuchni przygotował dla mnie lokalne potrawy; moje kubki smakowe oszalały. Miejsce gdzie odbyła się kolacja liczy sobie ponad 450 milionów lat...

Dzień IV

Swakopmund - Terrace Bay Resort, Skeleton Coast (361km)

Nazwa Wybrzeże Szkieletowe https://carter.eu/blog/wybrzeze-szkieletowe-w-namibii/ zobowiązuje. Dzisiaj nie spotkałem żywej duszy przez kilka godzin jazdy samochodem. Nawet stacji benzynowej nie było... Podróż wzdłuż wybrzeża była bardzo monotonna i tylko postoje na oglądanie wraków statków urozmaicało ten czas. Był też postój w Cape Cross (Przylądek Krzyża), gdzie znajduje się kolonia uchatek. Ich liczba jest oszałamiająca, bo to są dziesiątki tysięcy fok w jednym miejscu. Tylko zapach w tym miejscu powoduje, że człowiek szybko chce udać się jak najdalej stąd. Po dojechaniu do Terrace Bay jest znak "koniec drogi". Jak się spojrzy na mapę to jeszcze są setki km wzdłuż wybrzeża, ale akurat w tym miejscu jest koniec drogi. Miejsce to typowa rybacka wioska z domkami, gdzie czas się zatrzymał. Nocleg w tej lokalizacji był niezbyt trafioną decyzją ale za to zyskałem porównanie pomiędzy różnymi typami zakwaterowania i różnorodnością krajobrazu.

Dzień V

Terrace Bay Resort, Szkieletowe Wybrzeże - Twyfelfontein Country Lodge (216km)

Ponieważ poprzedniego dnia nie spotkałem żadnej stacji benzynowej po drodze to dzisiaj pierwszą rzeczą było zatankować. Udało się to dopiero, kiedy zbiornik paliwa był prawie pusty. Trasa ponownie była bardzo urokliwa i krajobrazy zmieniały się, co kilkadziesiąt kilometrów. Nocleg okazał się być zakamuflowany w skale tak, że zbliżając się do tego punktu na mapie nic nie wskazywało na znajdujące się tam zakwaterowanie. Po dotarciu na miejsce można było zobaczyć ukryte domki. Po obiedzie pojechałem na safari wąwozem, w poszukiwaniu pustynnych słoni. Trzy godziny później trwała przejażdżka po okolicy i zobaczyłem… aż jednego słonia! Kulminacją tego dnia był piknik na zboczu krateru i wspaniały zachód słońca.


Dzień VI

Twyfelfontein Country Lodge – Opuwo Country Lodge (346km)

Po śniadaniu pojechałem do Twyfelfontein, gdzie mieści się stanowisko archeologiczne wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jego najważniejsze elementy to ok. 2 tysiące petroglifów, pochodzących z pierwszego tysiąclecia przed i pierwszego tysiąclecia naszej ery. Następnie tuż nieopodal jest skansen, w którym można zobaczyć plemię Damara. Można poznać bliżej ich kulturę, zobaczyć, jak kiedyś żyli, oraz posłuchać ich nieomal wymarłego języka „klikaczy”. Dalszy dzień to długa podróż na północ do Opuwo. Namibia zachwyca swoimi krajobrazami i to jest chyba jedna z najważniejszych cech tego kraju. Jakościowo drogi nie są najlepsze, ale widoki wszystko rekompensują. Opuwo to ostatnia z większych miejscowości Namibii, leżąca na północnym zachodzie. Mieszkańców ma nie za wiele, bo około 7 tys, ale za to można tutaj spotkać rdzenne plemiona Namibii – Himba oraz ubierających się kolorowo Herero. To ja w zasadzie byłem większą atrakcją turystyczną dla tych ludzi, niż oni dla mnie. W tym regionie spotkanie „białej twarzy” jest już rzadkością.

Dzień VII

Opuwo, to jedyne miejsce podczas mojej wyprawy gdzie spędziłem dwie noce pod rząd. Wszystko, dlatego, że bardzo chciałem poznać bliżej ludność Himba i zrobić sporą sesję zdjęciową z nimi. W krótkim czasie zobaczyłem jak żyją ludzie, jak wyglądają ich domy, szkoły. Aby to wszystko zobaczyć wynająłem prywatnego przewodnika, który wcześniej zakupił jedzenie dla mieszkańców i z takimi „prezentami” mogłem wejść do ich wioski. Po takiej wycieczce człowiek docenia wszystko, co posiada i przynajmniej przez chwilę nie zamartwia się swoim życiem i swoimi sprawami… Reszta dnia spędziłem szwędając się po miasteczku, uzupełniając prowiant i odpoczywając w Opuwo Country Lodge.

Dzień VIII

Opuwo Country Lodge – Dolomite Camp, Park Etosha (190km)

Po śniadaniu ruszyłem dalej i tego dnia nocleg przewidziałem w hotelu na terenie Parku Narodowego Etosha. Po minięciu bramy do parku wreszcie mogłem poczuć prawdziwą Afrykę. Przeogromna liczba zwierząt była na wyciągnięcie ręki. Co chwilę mijałem wodopój, przy którym odgrywały się najlepsze sceny jak z programu przyrodniczego. Lodge, w której spędziłem noc położona na terenie Parku Narodowego oraz przy samym wodopoju była bardzo dobrym miejscem na obserwacje zwierząt. Ja natomiast na oglądanie zachodu słońca pojechałem do kolejnego wodopoju. Byłem tylko ja i setki najróżniejszych zwierząt. Podróżowanie na terenie Parku Narodowego po zachodzie słońca jest zabronione i w drodze powrotnej do swojej lodgy zostałem zatrzymany przez straż parku i upomniany, ale tym razem obeszło się bez mandatu. Na terenie lodgy również ze względu bezpieczeństwa był zakaz poruszania się samotnie i drogę z restauracji do swojego domku również trzeba było mieć pod eskortą kogoś z obsługi hotelu. Wydawało się to wszystko śmieszne, ale dopiero na tarasie swojego domku człowiek zrozumiał te wszystkie obawy i zakazy. Przez całą noc było słychać zwierzęta, które wydawały najdziwniejsze dźwięki, a dramatyzmu dodało, kiedy zaświeciłem latarką na odległość kilkuset metrów i tylko setki oczu się odbiły od światła w moim kierunku. Afryka dzika....

Dzień IX

Dolomite Camp, Park Etosha - Okaukuejo Resort, Etosha (190km)

Dzisiejsza droga w całości przebiegała przez teren Parku Narodowego i co jakiś czas można było zrobić postój przy wodopoju gdzie gromadziły się duże liczby zwierząt. Przez liczne postoje i obserwacje podróż zajęła pół dnia. Kolejna Lodge była już bardziej turystyczna i jak do tej pory brakowało ludzi to w tym miejscu było ich za dużo. Po obiedzie wyruszyłem na dalszą eksplorację Parku Narodowego. Ogromna przestrzeń jest domem tysięcy zwierząt i na każdym kroku można je tutaj spotkać. Niezapomnianym widokiem było spotkanie stada słoni, które składało się z ponad 50 sztuk. Ich widok w odległości kilkunastu metrów robi niezapomniane wrażenie. Na kolacje wróciłem do Lodgy gdzie kolejny raz spróbowałem lokalną dziczyznę - mięso z oryxa wciąż wygrywa w tej klasyfikacji. Jako że lodge położona jest również nad wodopojem, który dodatkowo jest oświetlony to po zmroku jest to miejsce na długie obserwacje licznych zwierząt w tym również nosorożców czy hien.


Dzień X

Okaukuejo Resort, Etosha National Park - Waterberg Resort, Waterberg Plateau (285km)

Przez ostatnie dwa dni widziałem tyle zwierząt, że mój wzrok został zaspokojony na najbliższe miesiące. Kolejnym etapem w podróży był Park Narodowy Plateau. To właśnie w tym miejscu jest trudny dostępny płaskowyż, gdzie w latach siedemdziesiątych powstał program przeniesienia kilku zagrożonych gatunków zwierząt w celu ochrony przed drapieżnikami oraz kłusownikami. Obecnie można tutaj spotkać: panterę, geparda, karakala elanda, żyrafy, nosorożce afrykańskie, nosorożce zwyczajne, bawoła afrykańskiego, bawolca krowiego. Na terenie lodgy są domki, które położone są wśród licznych drzew, po których bez przerwy skaczą dziesiątki pawianów a dźwięki potęgują odgłosy najrozmaitszych gatunków ptaków.

Dzień XI

Waterberg Resort, Park Narodowy Waterberg Plateau - Gross Barmen Resort (250km)

Tego dnia podróż wreszcie przebiegała po normalnej asfaltowej drodze. Miejscem docelowym na ostatnią noc był camp Gross Barmen Resort, który okazał się super wyborem po trudach drogi, jakie miałem przez ostatnie dni. Przepiękna luksusowa willa z prywatnym patio i jaccuzi. Na terenie resortu było też SPA a w nim wody termalne z bardzo gorącym basenem. Na zwieńczenie podróży mogłem wreszcie odpocząć i tamten dzień był tylko jednym wielkim lenistwem.

Dzień XII

Gross Barmen Resort - Windhuk Airport (130km)

Ostatnie śniadanie w Namibii i czas wracać do domu. Droga na lotnisko już w niczym nie przypominała tych dróg, co przejechałem w innych regionach tego kraju. Na lotnisku sprawne oddanie samochodu, a następnie odprawa i tak właśnie się skończyła moja podróż po księżycowych krajobrazach Namibii.


Jest to jedne z nielicznych miejsc na świecie, do którego chciałbym wrócić bez żadnego zastanawiania. Wiem, że po przejechaniu łącznie 3500km wciąż nie widziałem większości kraju. Mój apetyt na Namibie rósł z każdym przejechanym kilometrem, co sprawiło że byłbym gotowy na kolejne tysiące kilometrów w samochodzie, aby poznawać zaskakujące i nieoczywiste piękno tego kraju.

Autor: Andrzej Tkaczow

Inspiracje:

https://carter.eu/blog/safari-w-botswanie-najlepsze-lodge-w-delcie-okawango/

https://carter.eu/blog/wycieczki-do-afryki-safari-w-rpa/

https://www.instagram.com/carter_luksusowe_wakacje/


wgarniturach

Autor artykułuRedakcja portalu15 kwietnia 2023, 15:52

Redakcja portalu

Daniel Gatner

Monika Nowotarska

Gabriel Gatner