„Pewnego razu w … Hollywood” – Tarantino inny niż zwykle

09 lipca 2020, 11:59

Miałem niedawno okazję zobaczyć ten film na HBO GO i jestem zaskoczony, że sięgnąłem po niego dopiero teraz, rok po światowej premierze. Absolutnie fenomenalny, piękny, nostalgiczny, mądry, symboliczny, dla widza o wysokim poziomie inteligencji emocjonalnej.
„Pewnego razu w … Hollywood” – Tarantino inny niż zwykle
Nie chciałbym wartościować gry aktorskiej Leonardo DiCaprio i Brada Pitta, bo oboje sięgają w filmie wyżyn swojego aktorskiego talentu. Cieszę się, że to właśnie oni zostali obsadzeni w rolach głównych. Bezapelacyjnie udźwignęli ciężar dzieła. Film jakby nie od Tarantino. Nie ma tutaj absurdalnej przemocy, lejącej się gęsto krwi, czy równolegle opowiadanych kilku niezależnych do siebie historii z jakich słynie ten reżyser, ale jest mistrzowsko opowiedziana w tle historia świadków bulwersującej zbrodni do jakiej doszło w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 r. w willi wynajętej przez Romana Polańskiego w Beverly Hills w Kalifornii przy Cielo Drive (10050).

Dzieło Tarantino jest swego rodzaju hołdem dla brutalnie zamordowanej żony Romana Polańskiego z alternatywnym od rzeczywistego zakończeniem, dającemu widzowi oczekiwane poczucie ulgi.

I tak naprawdę można odczytać to jako główną i najważniejszą rolę filmową nieco zapomnianych przez tamtejszy filmowy świat; kaskadera Cliff Bootha oraz szukającego siebie aktora Ricka Daltona (postacie fikcyjne). Zawodowy zakręt tych dwojga splata się z historią młodej, utalentowanej aktorki Sharon Tate (olśniewająca w tej roli Margot Robbie), która wprowadziła się z Romanem Polańskim do willi obok posiadłości Ricka oraz historią grupy obłąkanych hipisów pod przywództwem Charlesa Mansona.

Punktem kulminacyjnym filmu staje się właśnie scena z napadu, jednakże nie jak faktycznie miało to miejsce na willę Romana Polańskiego, w której będąca w ósmym (niektóre źródła podają, że w dziewiątym) miesiącu ciąży żona Romana Polańskiego została zamordowana przez bandę fanatyków, tylko na posiadłość Ricka Daltona.

Tarantino dzięki sprawnej reżyserii odkrywa przed widzem bezmiar okrucieństwa tej zbrodni, dodatkowo podkreślając, że doszło do niej bez jakiegokolwiek, dającego się racjonalnie wytłumaczyć motywu, co potęguje tragizm tej sytuacji.

Końcowa scena, w której bohaterski Brad Pitt rozprawia się z bandą zwyrodnialców przy akompaniującym w tle utworze You Keep Me Hanging On grupy Vanilla Fudge z 1967 przyprawia o gęsią skórkę. I tak Rick Dalton za pomocą miotacza ognia oraz kaskader Cliff Booth z pomocą swojego dzielnego pitbulla (w rzeczywistości był to pies samego Quentina, który za rolę otrzymał nagrodę Wamiz Palm Dog 2019) otwierają nowy bieg tamtych wydarzeń i chronią młodą Sharon Tate przed tragedią.

Obraz pozornie o Hollywood tamtych lat, z muzyką, aktorami, scenografią, jednak tak naprawdę Quentin Tarantino stworzył obraz o pochwale dla życia i normalności, w manifeście przed okrucieństwem i głupotą.

Cudowni, epizodycznie - Al Pacino, Luke Perry, Kurt Russell, Michael Madson. Świetne kino.


wgarniturach

Autor artykułuDaniel Gatner09 lipca 2020, 11:59

Redakcja portalu

Daniel Gatner

Monika Nowotarska

Gabriel Gatner